W sobotę pojechaliśmy ze znajomymi do Wielkopolskiego Parku Narodowego, gdzie odbyła się kolejna edycja biegu "Pogoń za Wilkiem". Był to bieg o charakterze przełajowym, organizowanym przez Luboński Klub Biegacza.
Co tu dużo pisać. Kolejny bieg po lesie... Jednak Was zaskoczę i powiem, że był to najlepszy bieg przełajowy, w jakim do tej pory uczestniczyłam :-)
A cóż tak mogło wpłynąć na moją ocenę? Bo to, że trasa wiodła przez las można było się spodziewać. Ba, znałam nawet już jej przebieg, bo na miesiąc przed imprezą odbył się wspólny trening z LKB szlakiem "pogoni". To może pogoda? W czasie wspomnianego wcześniej treningu z nieba lał się żar. Tym razem prognozy straszyły silnymi nawałnicami, a tu słoneczko świeciło i było cieplutko. No to co w takim razie? Ano Wam odpowiem. To wina LKB ;-) no, ale wiecie, taka pozytywna wina, czyli właściwie zasługa :-)
No bo, co trasa? Była kręta, pofałdowana i prowadziła duktem leśnym. Raz w górę, raz w dół. Tak miało być i było. Nie powiem, trasa wymagająca. Ale jak się coś wcześniej poznało to już potem nie wydaje się to takie straszne.
Tak naprawdę urzekła mnie organizacja, a dokładniej zaangażowanie Klubu. Od samego początku do końca. I uczepię się, jak zawsze, szczegółów, bo to one właśnie budują tę ocenę. To przypomnijmy raz jeszcze, wspólny trening. Organizatorzy i wszyscy chętni uczestnicy biegu w jednej drużynie przemierzają trasę biegu na miesiąc przed startem. Na miejscu, w dniu zawodów. Panowie w odblaskowych kamizelkach kierujący ruchem samochodowym. Okolice biura zawodów. Obok przenośnych toalet krany w wodą, mydłem i papierowymi ręcznikami (do ideału brakowało tylko spłuczki w TOI TOI'u). Przy odbiorze pakietu niespodzianka, techniczna koszulka z wilkiem! Wszędzie rozstawione punkty informacyjne z broszurami i gadżetami dotyczącymi WPN, Mosiny, Rogalina, Poznania. Kolorowanki i kredki dla dzieci. Mapy ze szlakami. Informatory multisportowe. Moje ulubione Legendy Poznania (czytam dzieciom do snu). A ponadto smyczki, długopisy itp gadżety. Przy lesie tor przeszkód dla dzieciaków. Dla nich organizator przewidział bieg wilczka, odbywający się po biegu głównym. Wilczki też miały swoje koszulki, tylko że bawełniane. To otoczka, a po biegu głównym istna orgia konsumpcyjna. Za metą oczywiście woda (tu warto wspomnieć, że trasa biegu przebiegała koło źródełka, z którego poili nas wolontariusze), soczyste i słodkie arbuzy dla każdego pod dostatkiem, jabłka prosto z sadu smaczne i pachnące, a po biegu festyn rodzinny, biesiada. Wszyscy siedzą, jedzą i rozmawiają. Była słynna pajda chleba ze smalcem i ogórkiem małosolnym, pączki, kawa, herbata i kompot. Ktoś nawet przemykał z ciastem drożdżowym, moim ulubionym. Generalnie, wuchte jadła!
Dobrze się biegło, to i dobrze się pojadło. A potem zebraliśmy znowu ekipę i pojechaliśmy nad poznańską Maltę pokibicować "naszym" w triathlonowych zmaganiach. Radość, łzy, gardło zdarte.
A organizatorom "Pogoni za Wilkiem" gratuluję sukcesu. Można brać z Was przykład, kochani! Za rok na pewno wrócę, zwłaszcza że skusiliście jeszcze większym podbiegiem ;-)
Ostatni podbieg przed metą + dodatki |
No bo, co trasa? Była kręta, pofałdowana i prowadziła duktem leśnym. Raz w górę, raz w dół. Tak miało być i było. Nie powiem, trasa wymagająca. Ale jak się coś wcześniej poznało to już potem nie wydaje się to takie straszne.
Z medalami :-) fot. ANN |
Tak naprawdę urzekła mnie organizacja, a dokładniej zaangażowanie Klubu. Od samego początku do końca. I uczepię się, jak zawsze, szczegółów, bo to one właśnie budują tę ocenę. To przypomnijmy raz jeszcze, wspólny trening. Organizatorzy i wszyscy chętni uczestnicy biegu w jednej drużynie przemierzają trasę biegu na miesiąc przed startem. Na miejscu, w dniu zawodów. Panowie w odblaskowych kamizelkach kierujący ruchem samochodowym. Okolice biura zawodów. Obok przenośnych toalet krany w wodą, mydłem i papierowymi ręcznikami (do ideału brakowało tylko spłuczki w TOI TOI'u). Przy odbiorze pakietu niespodzianka, techniczna koszulka z wilkiem! Wszędzie rozstawione punkty informacyjne z broszurami i gadżetami dotyczącymi WPN, Mosiny, Rogalina, Poznania. Kolorowanki i kredki dla dzieci. Mapy ze szlakami. Informatory multisportowe. Moje ulubione Legendy Poznania (czytam dzieciom do snu). A ponadto smyczki, długopisy itp gadżety. Przy lesie tor przeszkód dla dzieciaków. Dla nich organizator przewidział bieg wilczka, odbywający się po biegu głównym. Wilczki też miały swoje koszulki, tylko że bawełniane. To otoczka, a po biegu głównym istna orgia konsumpcyjna. Za metą oczywiście woda (tu warto wspomnieć, że trasa biegu przebiegała koło źródełka, z którego poili nas wolontariusze), soczyste i słodkie arbuzy dla każdego pod dostatkiem, jabłka prosto z sadu smaczne i pachnące, a po biegu festyn rodzinny, biesiada. Wszyscy siedzą, jedzą i rozmawiają. Była słynna pajda chleba ze smalcem i ogórkiem małosolnym, pączki, kawa, herbata i kompot. Ktoś nawet przemykał z ciastem drożdżowym, moim ulubionym. Generalnie, wuchte jadła!
Regeneracja po biegu fot. ANN |
Dobrze się biegło, to i dobrze się pojadło. A potem zebraliśmy znowu ekipę i pojechaliśmy nad poznańską Maltę pokibicować "naszym" w triathlonowych zmaganiach. Radość, łzy, gardło zdarte.
Doping na ENEA Challenge Poznań fot. ANN |
A organizatorom "Pogoni za Wilkiem" gratuluję sukcesu. Można brać z Was przykład, kochani! Za rok na pewno wrócę, zwłaszcza że skusiliście jeszcze większym podbiegiem ;-)
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz