niedziela, 8 listopada 2015

Królewski półmaraton w Rogoźnie

Od mojego ostatniego startu w zawodach minął dokładnie miesiąc. Początkowo miał to być miesiąc spokojnego trenowania w oczekiwaniu na ostatni półmaraton tego roku. Ale w moich planach biegowych pojawił się niespodziewanie inny półmaraton. W związku z czym należało zmienić plany i okres roztrenowania rozpocząć od razu po maratonie.

Oryginalny doping na trasie
Dom z bali nad jeziorkiem

Na ostatni półmaraton tego sezonu wybrałam I. Rogoziński Półmaraton Przemysła II. Wyboru takiego dokonałam z dwóch powodów. Po pierwsze, trasa tego półmaratonu prowadzić miała przez las, czym zyskała moją większą sympatię, niż asfaltowa alternatywa w Kościanie. Po drugie, bieg organizowany był przez klub biegowy mojego znajomego, na który postanowiliśmy wybrać się wiekszą grupą z gRUNwaldu. Kiedy jednak padła decyzja o innym bieganiu i potrzebie szybszego roztrenowania, start w tych zawodach stanął pod znakiem zapytania. Cały poprzedzający miesiąc zastanawiałam się czy wystartować, czy może odsprzedać pakiet. Z jednej strony nie widziałam ani celowości, ani sensu wystartowania w półmaratonie po miesięcznym odstawieniu biegania. Z drugiej, nie chciałam rozczarować kolegi. Ostatecznie, o moim udziale w biegu zadecydował opis trasy dostępny na stronie organizatora. A zachęcał leśną ścieżką rezerwatu Buczyna, z licznymi podbiegami i dziką zwierzyną możliwą do napotkania po drodze.

   

W dniu startu pogoda spłatała niezłego psikusa. Była mżawka, a mimo to odczuwalna temperatura zmusiła mnie do zdjęcia odzieży termicznej z długim rękawem. Wystartowałam w samej koszulce, a i tak całą drogę czułam, że jest mi zbyt gorąco. Biegłam z napojem w plecaku, jak zwykle przy długich dystansach. Na trasie przewidziano trzy punkty odżywcze, ale dla mnie to zdecydowanie za mało. Praktykuję spożywanie płynów średnio co 2,5 km żeby ograniczyć ból głowy spowodowany wysiłkiem fizycznym. Przed samym startem dowiedziałam się, że trasa uległa nieco zmianie. Było więcej asfaltu, niż się spodziewałam, a ja na nogach miałam już salomony. Ale nie było aż tak źle. Mimo, iż trasa prowadziła rezerwatem tylko przez ok. 9 km to nadal można było delektować się po drodze urokami polskiej jesieni w lesie.

Na trasie Rezerwatu Buczyna

Początkowo wystartowałam razem z "moimi" chłopakami. Narzucili zbyt szybkie (jak dla mnie na początek) tempo i już po 5 km musiałam zwolnić. Taka ignorancja z mojej strony została oczywiście zrównoważona brakiem sił w dalszej części trasy. Zostałam więc w tyle i dalej już biegłam swoje. Założenie było jedno: przebiec. Czas nie miał znaczenia. W końcu miałam za sobą chudy miesiąc. Wytyczyłam sobie jedynie limit, realne 2h 30 min. I tak, spokojnie już, maszerując od czasu do czasu, biegłam do mety z jedynym już tylko towarzyszącym mi Zbyszkiem. Ostatnie 6 km biegliśmy jezdnią, ale za to teraz już tylko w dół ;-) więc nie było zmiłuj, trzeba było docisnąć. Oczywiście i wtedy nie było łatwo, ale Zbyszek nie pozwalał mi już na żadne przerwy. Po prostu lecieliśmy. Jeszcze na 20 km dostrzegliśmy "naszych" chłopaków, więc tym bardziej przyśpieszyliśmy. Zbyszek jeszcze krzyknął: "kolana wysoko, żeby wydłużyć krok!" i udało się dobiec na stadion, gdzie była meta. Jedno skinienie i wiedzieliśmy, że ostatnie metry będziemy grzać na maxa. I tak, znalazłam się za linią mety z czasem 2:23:22, całe 7 minut szybciej, niż wstępnie zakładałam. A medal wręczył mi sam król, Przemysł II.

Na mecie w duecie ;-)

Po biegu organizator oferował pyszne ciasto i makaron. Do tego była gorąca herbata i kawa. Na stadionie znajdowały się też budki z goframi/lodami, jakimś fast foodem i chyba największymi, jakie w życiu widziałam frytkami! Niestety, poza ciastem niczego innego nie spróbowałam. Tego samego dnia o godzinie 17:00 miała odbyć się impreza pobiegowa, więc atrakcji było sporo. A i pakiet startowy bogaty był.  Bo poza śliczną, jaskrawą, pomarańczową koszulką z logo biegu każdy uczestnik otrzymał izotonik, dwie puszki piwa i branżowe czasopisma Runner'sa oraz Women's Health (płeć męska zapewne otrzymała wersję dla panów - tak przypuszczam) oraz broszury informacyjne o rezerwacie Buczyna i notkę historyczną o Przemyśle II, który w Rogoźnie został zamordowany. Z tego też tytułu Rogoziński Półmaraton Przemysła II zyskuje u mnie dodatkowego plusa, za nazwę i oryginalny medal.

M.

2 komentarze:

  1. "I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem, a com widział i słyszał" to również miło wspominam ;-)
    Z.

    OdpowiedzUsuń
  2. O! jaka ładna wypowiedź Gościa :-) Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń