środa, 23 marca 2016

Rolowanie po Forest Runie

Wiosna zdążyła już u nas zagościć, ale ja jeszcze na chwilę powrócę do zimy. Na szczęście tylko tematycznie, bo o Zimowym Forest Run chciałam wspomnieć i słów kilka napisać. A czasu już też trochę od biegu upłynęło, bo Foresta biegliśmy lutego. Ale chyba standardem zimy już jest, że ta jakaś taka wiosenna, bez śniegu, a ze słońcem :-) Więc obaw nie miejcie, niech się raduje serce!

A serce moje radowało się przed Forestem od samego rana, bo o nogi odpowiednio zadbałam, żeby wypoczęte były. Opaski uciskowe zaraz po przebudzeniu założyłam, nogi od razu jakieś lekkie mi się zrobiły. Przyjemnie lekkie! :-) A za oknem słoneczko, powietrze chłodne jeszcze, ale za to jak pięknie było. No więc, pojechałam na start tego "zimowego" biegu w okularach przeciwsłonecznych, niczym na jakiś wypoczynek. 

Foresta biegłam po raz pierwszy we wrześniu, więc organizacja i trasa biegu były mi znane. Dzień wcześniej odebrałam pakiet w Poco Loco. W pakiecie była pamiątkowa bufka z lasem w wydaniu zimowym, czyli niebiesko-biała. Na samej trasie, tak jak ostatnio, znane już punkty odżywcze, naprawdę dobrze zaopatrzone. Jak już pisałam, pogoda dopisywała, więc nastroje na starcie były wesołe.

Podbiegamy
Fot. Dariusz Niedzielski 

Krótka rozgrzewka, odliczanie i pobiegliśmy! Ale coś mi nie do końca pasowało :-/ Łydka mnie trochę ciągnęła, ale co tam. To dopiero był początek biegu, zaraz się porządnie rozgrzeję i ból  na pewno przejdzie. Biegłam więc dalej i czekałam. Czekałam i czekałam, a ból nie mijał. Trasa Foresta do łatwych nie należy. Ciągle są jakieś małe podbiegi i górki, a teren jest typowo leśny, jak to w Wielkopolskim Parku Narodowym. Zamiast odczuwać powolną ulgę zaczynałam toczyć walkę z nogą. Ból obrazował się w mojej głowie, niczym śruba dokręcana co kilometr głębiej i głębiej. W połowie trasy poczułam, jak drętwieje mi stopa. "Kurczę, może but mam zbyt ciasno zawiązany?" Poluzowałam i guzik, nic to nie dało. Wtedy zaczęłam się niepokoić na serio. Coś na poważnie było nie tak.

Śmiech przez łzy bólu.
Fot. Kinga Szaszner

Głupia byłam, bo z tym bólem dobiegłam do mety, a był to dystans 23 kilometrów. Ba! nawet o życiówkę na trasie chciałam powalczyć. Oczywiście zabrakło paru sekund, a ja ledwo się doczłapałam. Tak skatowałam tę nogę, że bałam się ściągnąć opaskę kompresyjną. Czego się spodziewałam? Nie wiem ...

Następnego dnia ból był nieco słabszy, ale przezornie odpuściłam bieganie. Za to pojutrze, po wykonanym treningu, już nie mogłam stąpać. No i wylądowałam na kozetce u fizjoterapeutki. Pouciskała tu, pouciskała tam. Tu mrowi, tam boli, gdzie indziej ... *&^%^%$#2%&^#@* JAK BOLI !!! 

Diagnoza postawiona - przeciążenie mięśnia płaszczkowatego. Do tej pory zawsze rozciągałam się po bieganiu. Wiedziałam, jak ważne jest rozciąganie, by nie złapać kontuzji. Ale mięsień płaszczkowaty umiejscowiony jest na tyle głęboko, że trudno się do niego dostać. Musiałabym poddawać się regularnym masażom. A kto ma na to pieniądze i czas? No to teraz mam :-/ Grzecznie poddałam się zabiegowi rozciągania, rozgniatania, rozmasowywania wszystkich mięśni łydki i stopy. Ból był nie do wytrzymania, jakby ktoś wbijał mi gwoździe w stopę. A potem tak, wbijano mi ale nie gwoździe, a igły! A ile gwiazd człowiek od razu widzi, a jak się można spocić leżąc?!? I tak, w męczarniach, dotrwałam do momentu zakończenia zabiegów na mojej biednej nodze. Dostałam polecenie masowania nogi rollerem, a stopy piłeczką tenisową - CODZIENNIE!

Moja osobista roleczka tudzież waleczek :-)

Obkupiłam się więc w odpowiednie gadżety i jadę z koksem dzień w dzień. Bolało, oj! jak bolało to rolowanie. Ale wiedziałam, że tak będzie tylko na początku. Byle się nie poddawać. Więc nie poddawałam się i codziennie, z trwogą, zabierałam się do rehabilitacji domowej. Aktualnie minął miesiąc od regularnego masowania. Biegać mogłam już po 4 dniach. Bóle ustąpiły, a i nogi mam jakby lżejsze. Samo rolowanie też już nie jest bolesne, powiedziałabym, że nawet przyjemne :-) 

To na pewno zasługa rolowania, więc nie zaniechajcie masaży i działajcie dla swojego dobra. 
OBY KONTUZJI JAK NAJMNIEJ! :-)

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz